Styczeń to czas postanowień i wielkich planów. List z punktami od 1 do nieskończoności. Czas marzeń. Część jak co roku postanawia rzucić palenie, laski chcą schudnąć do wakacji o 2 rozmiary, przynajmniej. Jeden nauczy się w 2017 chińskiego, drugi migowego, a trzecia grać na skrzypcach.
Nie uda się? I co z tego? Ktoś nas z tego rozliczy? Przecież marzyć można.
Zastanawiałam się jakie miałam postanowienia na 2016 i zeszłoroczne podsumowanie przypomniało mi, że żadne. Taka ambitna jestem! I w tym roku też nie robię listy. Nie mam planu na rok. Mam plan na całe życie.
Chcę być dobrym rodzicem.
Jak już wiedzą Ci, którzy śledzą moje potyczki z życiem na Instagramie i Ci, którzy zaglądają na bloga, w kwietniu zostałam mamą. Dalej uważam, że dziecko nie wywraca życia do góry nogami, co więcej z każdym dniem bardziej je kocham. I dziecko, i swoje życie. Tak, tak, smęty matki nabuzowanej hormonami. Kto nie zaznał ten chyba nie zrozumie. Ale to DżejDżej napędza mnie do działania i to wokół niego kręci się nasze życie, choć dość zgrabnie się w nie wpasował. A ponieważ daje mi tak dużo energii to chcę się odwdzięczyć będąc najlepszym rodzicem na świecie.
Jak zostać najlepszym rodzicem?
Myślę, że do tego nie trzeba żadnych pieniędzy. Tu chodzi o wspomnienia i doświadczenia. O odkrycie świata, pozwolenie na poznanie, mydlenie oczu tam gdzie to nieszkodliwe (Św. Mikołaj), a równocześnie otwarcie ich na to, że nic nie przychodzi samo.
Chciałabym żeby, kiedy już będzie nastolatkiem, kochał święta, a nie traktował ich jak obowiązkowego obiadu u babć, który trzeba odpękać. Żeby świąt nie kojarzył ze spiną w domu i krzykiem "jeszcze okna", "nie jedz tego, to na Wigilię", "zrób, przynieś, wynieś, pozamiataj". Żeby szanował tradycję.
Chciałabym żeby JJ lubił jeść. Nie tylko nutellę i kinderki, ale wszystko - warzywa i owoce, mięso, krewetki, ryby, grzyby (tak, wiem, że nie w przyszłym miesiącu ;)). Żeby wiedział, że domowe ciasto jest lepsze od Snicersa, a kolorowa kanapka smaczniejsza i zdrowsza od tej kupnej, która kolorowy ma tylko papierek. A przy tym samym żeby nie był "alienem" i miał świadomość, że takie produkty istnieją.
Chciałabym żeby JJ wiedział czym jest biwak, jak super spać w namiocie, podsłuchiwać rozmowy rodziców, którzy karzą spać, a sami bezkarnie siedzą przy ognisku. Żeby poznał smak ziemniaków, właśnie tych z ogniska, które zdeklasują w jego hierarchii frytki z McDonalda.
Chciałabym żeby lubił kłaść się z nami na dachu, by liczyć spadające gwiazdy.
Chciałabym nauczyć go szacunku do pieniądza i pracy. Żeby wiedział, że nie wystarczy przeciągnąć plastikową kartą w sklepie, by wyjść z niego z wymarzonymi zabawkami.
Chciałabym żeby poznał zbieranie grzybów, jagód i jeżyn. Zobaczył jak rośnie marchew, jak doi się krowę i wykopuje ziemniaki. Żeby wiedział, że krowa to krowa, a nie duży pies (ja tak powiedziałam na krowę, kiedy zobaczyłam ją pierwszy raz na żywo).
Chciałabym żeby poznał dzięki nam świat - na mapie, na globusie i na żywo. Żeby postawiony przed mapą wiedział gdzie leży Islandia, jaka jest stolica Hiszpanii i nad jaką rzeką leży Londyn. Żeby był tego świata ciekawy.
Chciałabym żeby miał pasję. Piłka nożna, fotografia, gitara, karate... Co tylko będzie chciał. Tutaj czepliwa osoba mogłaby powiedzieć, że potrzeba pieniędzy, ale nie o to chodzi w tym poście, dlatego przejdę dalej.
Chciałabym żeby miał długie dzieciństwo. I beztroskie. Wierzył w Świętego Mikołaja, wypatrywał na niebie jego zaprzęgu. Wierzył w wielkanocnego króliczka, zębową wróżkę, skrzata na końcu tęczy i jednorożca. Nawet rzygającego tęczą.
Chciałabym, żeby rodzina była dla niego priorytetem. Nie tylko ja i M, ale też dziadkowie, wujkowie czy kuzynostwo. Żeby miał w rodzinie przyjaciół, autorytety i wsparcie. I kompanów do świetnej zabawy.
Chciałabym żeby miał naszą uwagę.
Chciałabym żeby uwielbiał czytać książki, czerpał radość z chowania się pod kołdrą z latarką i Potterem.
Chciałabym jeszcze miliona innych rzeczy i mam nadzieję, że o tym nie zapomnę i mu zapewnię. Ten smak malin prosto z krzaka, zadrapania na nogach po wspinaczce na drzewo i uciekanie przed łabędziami podczas spływu kajakowego.
A Wy czego oczekujecie od siebie, od 2017 i od życia?
Uściski,
A.
Jeszcze coś! Muszę się pochwalić moimi poduszkami. Sama szyłam, sama malowałam! Wzory znalezione u wujka Google.
Jeśli tylko nie zapomnisz o tym wszystkim to będziesz idealną mamą!
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo szczęścia w nowym roku! :) a poduszki super!
Dziękuję :) Jesteście dla nas pewnego rodzaju autorytetem jeśli chodzi o wychowanie :)
UsuńTak myślę... Super. Wszystko super. Sama trzęsę się z niecierpliwości kiedy będę mogła moją małą Łucję uczyć świata ale analizując moje starsze dzieci mówię życie weryfikuje a najbardziej weryfikuje szkoła i wpływ kolegów. Niby one raptem mają 6 i 8 lat ale mają już swoje fochy i zdanie o wszystkim. Nie da rady opędzić się od minecrafta i pokemonów. Owszem znam takich co nie mają telewizorów "bo szkodzą" ale ich dzieci są dziwakami wśród kolegów. Sama stopuję emocję w tych dziedzinach "kultury" ale jednak kupiłam tą grę jak i dziergam właśnie Pikachu. Trzeba ogromu pracy i nie jest to trudne choć myślę, że nawet dajemy radę. Uwielbiamy ogniska, dzieciaki wspominają spanie w namiocie jak i przedzieranie się przez rodzinkę łabędzi na spływie kajakowym ;P Niemniej jednak te przyjemności konkurują z wyżej wymienionymi nowościami świata gier i tv i nie raz niestety przegrywają. Ale do rzeczy... co ja chciałam powiedzieć? Dasz radę :D bo jak widzę masz zdrowe podejście do życia i świata
OdpowiedzUsuńBłąd w zdnaniu "Trzeba ogromu pracy i nie jest to trudne choć myślę, że nawet dajemy radę." Jest trudne. Czasem cholernie. Jest nie łatwe ;)
UsuńZdaję sobie z tego sprawę. Ostatnie czego bym chciała to samemu zrobić z JJ odludka, dziwaka np. przez zakazywanie mu tego co oglądają koledzy. Wiem, że przejdziemy wszystkie etapy, łykniemy po trochu z każdej popularnej bajki czy gry, przejdziemy z nim jego fascynację jakimś chłamem. Ale liczę na to, że wszystko o czym pisałam zaprocentuje i kiedy dojrzeje będzie wiedział co jest ważne, co wartościowe itd. Uściski!
UsuńPięknie napisane <3 szkoda, że życie pisze swój scenariusz na który często nie mamy wpływu, ale stworzyłaś cudowny post i muszę przyznać, że bardzo bardzo wzruszający. U Was jest wielka miłość i chyba to w tym wszystkim jest najważniejsze :*
OdpowiedzUsuńDziękuję Kochana :* Niestety (albo i stety) zdaję sobie sprawę z tego, że życie swoje powie, ale co tam :) Część planu zrealizujemy, a myślę, że koniec końców nasze dziecko wyjdzie na dobrego ludzia takiego jak ja i Ty :))
UsuńMyślę, że takie plany są zdecydowanie ambitniejsze od przeciętnych postanowień noworocznych...
OdpowiedzUsuńGdy byłam "młodą mamą" też myślałam, że to wszystko zależy od mojego zaangażowania i pracy nad małym charakterem... Po blisko 10 latach pracy wiem, że na wiele rzeczy nie mam wpływu. Nasze dzieci same dokonują wyborów, mają własne osobowości, różne od naszych zainteresowania i czasem (niestety) jakieś ograniczenia. Pozostaje mieć nadzieję, że w dorosłym życiu będą szczęśliwymi, dobrymi ludźmi...
Szczerze życzę Tobie, abyś wychowała mądrego i właśnie szczęśliwego mężczyznę :)))