Kiedy
na świat przychodzi dziecko życie, całkiem słusznie, zaczyna się kręcić
wokół niego. I nasza wypłata również! Najpierw wyprawka - ciuszki,
kosmetyki, łóżeczko, wózek, fotelik, akcesoria, zabawki. Nie ma co
ukrywać, naprawdę sporo rzeczy musimy nabyć, aby zaspokoić najważniejsze
potrzeby. Potem dochodzą pragnienia.... Nasze, no przecież nie małego
Bakłażana siedzącego podczas zakupów w brzuchu. Hormony oraz
niespełnione marzenia z dzieciństwa, wizje pięknie urządzonego pokoju,
realizacje pomysłów podpatrzonych w sieci czy zwyczajnie chęć zakupu
tego, co nam wpadło w oko. Typowy konsumpcjonizm. Śliczna bluzeczka z
moim ulubionym motywem, czyli jednorożcem rzygającym tęczą, piękna
sukienka z toną brokatu, cekinów i tiulem, mały garniturek, w którym
synek będzie wyglądał jak Stary Maleński. I te swetry - taki sam dla
ojca i syna. Jak tu nie wymięknąć? Smoczek - jeden? No gdzie tam,
przecież jest tyle ciekawych wzorów. Kocyki - koniecznie kilka, do domu,
na spacer, do leżenia w kołysce, łóżeczku i osobny do Kosza Mojżesza.
Jakiś trzeba też zostawić u babci. Poduszka do karmienia - obowiązkowo.
Laktatory, butelki, suszarki do nich. Miliony urządzeń - nianie,
termometry, monitory, sterylizatory, podgrzewacze, nawilżacze. Że już
nie wspomnę o urządzeniu do odstraszania komarów, bo to chyba oczywista
oczywistość! Kojce i maty- piankowe, materiałowe, edukacyjne. Foteliki,
bujaczki, krzesełka, huśtawki. I mogłabym tak w nieskończoność...
Nie
krytykuję, dlaczego nie korzystać z udogodnień XXI wieku, skoro możemy
sobie na nie pozwolić... Jednak, gdzieś w tym wszystkim dobrze zachować
rozwagę, szczególnie, kiedy wkraczamy w kolejny etap życia z dzieckiem,
czyli mamy w domu starszaka.
Starszak
to dziecko, które ma własne pragnienia. A pragnienia te zmieniają się w
zależności od tego, co nasze dziecko ma w zasięgu wzroku. Zmorą są
regały usytuowane przy kasach, jeździki na żetony zaraz za wejściem do
centrum handlowego i kolorowe wystawy w sklepach z zabawkami. A dziecku
ciężko odmówić. I koło się zamyka.
Kuba
jest na etapie, że interesuje go wszystko. Po wejściu do sklepu
pierwsza próba wymuszenia następuje na dziale z pieczywem. Płacze, kiedy
widzi bułki, tak bardzo ich chce. Potem fascynację i pożądanie przenosi
na różne, losowe produkty ze wszystkich działów, ale widać, że jest
fanem glutenu, bo przejeżdżając obok makaronu powtarza sytuację sprzed
regału z bułkami. Aż dochodzimy do kas - wtedy Kuba chce jajo. Nie ma
pojęcia, że w środku jest czekolada, ale chętnie przygarnie zabawkę.
Rzadko
kupuję zabawki. Nie lubię tandety i chińskiego badziewia - choć zdarza
się, że ulegam. W zeszłym tygodniu kupiłam wielki, plastikowy wóz
strażacki za 20 zł w Pepco - Kuba nawet raz z nim spał. Wychodzę też z
założenia, że ilość zabawek nie przekłada się na szczęście. Co więcej
nie jest jednoznaczne ze szczęściem i spokojem rodzica, bo więcej
zabawek = dłuższe sprzątanie. Lubię zabawki drewniane i kreatywne,
ilość staram zamienić się na jakość. Poza tym chłopaki rzadko dostają
prezenty bez okazji, a Dziadkowie nie zarzucają nas zabawkami przy
każdej wizycie tylko, na szczęście, wolą poświęcić chłopakom czas :)
Wyjątkiem
są oczywiście Święta. W tym roku głównymi prezentami były rowerek
biegowy i kuchnia. Kubusia kuzynka również dostała kuchnię. Jak wiadomo
listy w imieniu niespełna dwulatków piszą rodzice. Rodzice Kuby kuzynki
aspirują do Master Chefa ;), mną kierują bardziej egoistyczne pobudki -
przecież nie będę sama gotowała trzem chłopom przez całe życie.
Jednak
kuchnia z kilkoma gadżetami to marna zabawa. Można pić wymyśloną kawę,
ale trzeba mieć kubeczki. Można jeść wymyślone jedzenie, ale ile frajdy
sprawia zabawa, kiedy w kuchni są warzywa, owoce, ciastka i produkty do
zrobienia kanapek! Sklepy oferują mnóstwo takich rzeczy... Plastikowe
pewnie usatysfakcjonowałyby dzieci, ale mnie nie. Chciałam kupić
drewniane, ale na większą ilość musiałabym wydać prawie tyle co na
kuchnię. Poza tym drewniane są ciężkie i gotowane w metalowych garnkach
mocno hałasują. Sposób idealny: warzywa filcowe. Polecam każdemu. W
kilka wieczorów wyczarowałam prezent urodzinowy dla Amelki. Kuby zestaw
na razie ma kształt filcowych arkuszy ;)
Podoba się? Co jeszcze zrobilibyście z filcu?
Chcecie post z instrukcją lub szablonami?
No i jakie zabawki kupujecie dzieciom?
Często czy "od święta"?
Uściski,
A.
A
jeszcze taka ciekawostka... Ostatnio, w kolejce w Biedronce pewien tata
sześcioletniej dziewczynki podzielił się ze mną metodą, którą wymyśliła
Jego żona, kiedy córka wkroczyła w etap "chcę to". Zaczęli mówić Małej,
że produkt zawiera psią kupę. Od tego czasu córka podaje im produkty,
które wypatrzy i mówi: -Mamo, sprawdź skład. Nie ma tam psiej kupy?
Są piękne :-)
OdpowiedzUsuńOj tak,poproszę :-D ja nienawidzę szyć ale wizja kupowania za miliony monet kolejnych gratów mnie przeraża. Chyba jednak wolę posiedzieć kilka wieczorów bo twoje jedzonko jest cudne^-^
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że chętnie sama bawiłam się z córką przy naszej zabawkowej kuchni. :)
OdpowiedzUsuńAle boska kuchnia!
OdpowiedzUsuńO jak cudownie ! Mam 6 rodzeństwa chyba zaczniemy coś takiego tworzyć ❤️❤️
OdpowiedzUsuńOjej, przeurocze! W dzieciństwie wiele bym dała za takie piękne kuchenne miejsce :)
OdpowiedzUsuńThis is very interesting, You are a very skilled blogger.
OdpowiedzUsuńI've joined your rss feed and look forward to seeking more of your wonderful post.
Also, I have shared your website in my social networks!
Ja marzę o kuchni dla córeczki, ale jeszcze z rok musimy poczekać :-) filcowe jedzonko jest świetne, ale brak mi umiejętności żeby takie cuda wyczarować :+)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się Twoje podejście - jakość, nie ilość ;) niestety niektórzy rodzice kupują wszystko co dzieci zamarzą, a potem się dziwią, że wychowali rozwydrzone dzieciaki... a to jedzenie z filcu wygląda mega;)
OdpowiedzUsuńcudna :) nic tylko usiąść i bawić się z dzieckiem :)
OdpowiedzUsuńMistrzostwo, piękny zestaw :) Nie dość, że zabawka to jeszcze ozdoba do domu :)
OdpowiedzUsuń