W moim pokoju wyrosły kwiatki... Już wcześniej wspominałam, ale powtórzę, że inspiracją do ich tworzenia był kurs Sasilli.
Razem z porannym słońcem (kiedy wychodzę do pracy nie jest już ciemno :) ) przyszła energia i postanowiłam nauczyć się szyć. Babcia krawcowa, dziadek krawiec, chrzestna krawcowa - aż wstyd, że nie umiem szyć. M. przywiózł maszynę i po wieczorze pełnym prób (raz za razem zrywało nić) zszyłam dwie kartki, a potem nawet dwa kawałki materiału. Jednak ze względu na to, że muszę szybko widzieć efekty, aby się nie zniechęcić, drugiego dnia uszyłam "coś".
Coś to chustecznik - chyba najprostsza rzecz, jaką mogłam stworzyć. Nie jest idealnie, za to jest krzywo. Jednak jestem szczęśliwa, że choć trochę kontroluję maszynę i zdołałam "coś" uszyć. Koniec rozpisywania się, oto zdjęcia:
W środku, o dziwo, mieszczą się chusteczki:
Przy okazji dziękuję za wszystkie miłe komentarze, które przeczytałam pod poprzednim postem :)
Miłego wieczoru :)
A.
No i super! Oby tak dalej:) Ja co prawda mam gdzieś maszynę na strychu, maminą, ale nie... chyba jednak nie mam tyle odwagi, by się nauczyć:) A kwiatki cudne:)
OdpowiedzUsuńco za ściema z tymi krzywiznami co? ;) z każdą kolejną rzeczą będzie łatwiej i łatwiej, więc ćwicz! :)
OdpowiedzUsuńSuper!! Ja też jestem na etapie nauki szycia na maszynie. U mnie z kolei dziadek jest krawcem a mama kiedyś szyła :) Też zrywam nitkę ale twierdzę, że to wina nici a nie moja ;)))
OdpowiedzUsuńNie no co Ty chcesz. Jak na pierwszą uszytą rzecz to na prawdę dobrze Ci poszło gdybyś widziała mojego pierwszego kaszalota...
OdpowiedzUsuńjak zakwiatuszkowało ^^ i witamy w klubie początkujących maszynistek :D fajny chustecznik ^^
OdpowiedzUsuńNo, dałaś radę a kolory wybrałaś extra energetyczne:) Trzymam kciuki za dalsze maszynowe prace.
OdpowiedzUsuńWcale nie widać, że to pierwsza próba! :) Zapowiada się chyba prawdziwa przyjaźń z maszyną do szycia... ;)
OdpowiedzUsuń